poniedziałek, 29 sierpnia 2022

Spełnione wakacje

      Dziś postanowiłem rozpocząć na tym blogu, prezentację mojej książki, którą napisałem w 2018 roku pt. "Spełnione wakacje". W swoim "dorobku" mam parę swoich dzieł i chciałbym pokazać jak mi się udało pisać swoje prace w sumie pod wpływem twórczości L.M.Montgomery. Jej dorobek pisarski, który poznałem jeszcze może nie cały, wiąże się z moimi podobnymi odczuciami postrzegania rzeczywistości. Na ile mi się udało to zrobić, to mam nadzieję, że sami ocenicie, choć mój blog o "Ani" nie jest jeszcze tak w pełni rozwinięty, bo raczej to są dopiero początki. Trochę odwiedzających ten blog może zainteresuje co sam pisałem i jak całe przygody Ani i innych książek L.M.Montgomery  wpłynęły na moje pisarstwo. A jest tego kilka pozycji, wymienię choćby tytuły: Odnaleziony skarb, Pod niebem Afryki - Jambito, Listy do moich rodziców, i drugą część Odnalezionego skarbu - Tam skarb, gdzie serce me. Spełnione wakacje jest najbardziej zbliżoną do twórczości Maud, przytoczę notkę autorską jaką napisałem na książce. A muszę jeszcze zaznaczyć, że książki moje sam wydawałem i są raczej w niszowym nakładzie. Jakby ktoś był zainteresowany to w tej chwili mam tylko jeden egzemplarz i mogę go wysłać, ale mogę dodrukować lub wysłać w pliku, po skontaktowaniu się ze mną, ale może na razie zapoznacie się z tym co tutaj pokazuję.

      "Akcja opowieści dzieje się w latach 60-tych XX w. wśród pól, lasów i jezior środkowej Polski. Przygody Mirka i Joli, pary sympatycznych kuzynów na wspólnych wakacjach u rodziny na wsi. Opisy pracy przy żniwach, jak również ich szczęśliwe dni pełne radości i zabaw u kochanej cioci i jej pięknego ogrodu."





                          Spełnione wakacje

                                 Rozdział  I

                                POCZĄTEK


    Obudził go szum wiatru uginający gałęzie na drzewie. Liście łopotały jak żagle na łódce. Dość silny i częsty w tych stronach wiatr, dawał miły chłód rozpoczynającego się właśnie gorącego dnia. Promienie słońca przebijały się poprzez liście drzew do ogrodu. Rosa na trawie oznajmiała, że będzie śliczny dzień. Rozsunął zamek namiotu i wyjrzał na zewnątrz. Było rześko. W oddali słychać było odgłosy pracy na podwórzu gospodarstwa, po drugiej stronie domu. Tak, na wsi dzień zaczynał się wcześnie. Jeszcze zaspany wyszedł z namiotu. Rozejrzał się, ale tu w ogrodzie była senna atmosfera. Ciocia Alina jeszcze nie wstała, tak samo jak i jego kuzynka Jola. Kuzynka miała ten przywilej, że nocowała w domu. Ciocia uważała, że dziewczynce należą się większe względy.  A on Mirek, chłopak lat 11, może spać w namiocie w ogrodzie. Ale, żeby zrekompensować jemu warunki do spania, ciocia Alina pozwoliła wyłożyć posłanie w namiocie skórami, jakie miała. Nie chciała, aby było mu zimno w nocy. Do przykrycia dała mu kołdrę pikowaną prawdziwym pierzem. Namiot ustawiony był naprzeciw domu, pod wielkim starym i grubym klonem, z rozłożystymi konarami. Swą wielkością imponował w całym ogrodzie. Zasadzili go jeszcze poprzedni właściciele z czasów zaborów, na początku wieku lub może nawet wcześniej.
    W tamtym czasie, żyli tu, bowiem niemieccy osadnicy. To był czas ich panowania w Polsce na tych terenach. A że tereny te były piękne, więc przybywali tu za zezwoleniem ówczesnych władz germańskich by zasiedlać wsie zdobyte po rozbiorach Polski. Nowi przybysze wybrali tutaj na swe gospodarstwo tereny wśród polne z dala od wsi. Nie chcieli akurat być blisko polskich osad. Wieś Karolin była mało zaludniona – kilka zaledwie domostw, a i tak postanowili wybrać i założyć nowe gospodarstwo samotnie, na tzw. Niwie, kilometr od wsi. Teren na ich domostwo był prawie w równej odległości do następnej wsi Nowice tak, więc byli z dala od miejscowych ludzi. Widocznie chcieli być niezależni i samodzielni od Polaków. W pobliskich terenach wiele było takich samotnych niemieckich gospodarstw. Taką mieli mentalność, choćby dla przykładu, okolice jeziora Wiąży Magnackiej, gdzie nawiasem mówiąc Mirek i Jola bardzo lubili chodzić się kąpać. Obszary na wchód do Karolina były płaskie i równinne, natomiast w kierunku zachodnim do Nowic lekko faliste tzw. morena czołowa. W dali znajdował się las na wzgórzu zwanym Pawie Bory, gdzie też często dzieci z Niwy bawiły się. Na obie strony od Niwy rozciągał się piękny widok. Wiatr jak się rozpędził, to nie miał nigdzie żadnej przeszkody i trochę dawał się we znaki nowym przybyszom. Dlatego pewnie postanowili, że zasadzą dużo drzew wokół swojego gospodarstwa i dobrze zrobili. Osłonili się od wiatru tym sposobem. Ale to było już dawno. Sam dom ma napis 1902, to pewnie rok budowy. Obok po lewej stronie stoi stodoła, po prawej obora i stajnia, a z tyłu za podwórzem spichlerz. Obok stodoły jest kurnik. Przed domem rodzice cioci Aliny założyli duży ogród pełen kwiatów i krzewów, a pojedyncze drzewa dodawały jemu uroku. Obok ogrodu założyli warzywniak i sad pełen drzew owocowych, jabłoni grusz i czereśni. Do posiadłości prowadziła droga lekko skręcająca w prawo z głównej drogi pomiędzy wsiami Karolin i Nowice. Droga do domostwa była od strony ogrodu wysadzona wysokim żywopłotem z krzewów białego, bzu, co chroniło go przed wiatrem jak i cały dom. Posiadłość Niwy robiła wrażenie małego dworku. To piękny i uroczy zakątek z okazałym domem z przyległościami, a z przodu ogrodem pełnym kwiatów i właśnie okazałym drzewem – klonem, tak górującym nad całością. Mieszkają tu teraz dwie siostry. Jedna lat czterdziestu dziewięciu panna Alina Kruszynka i druga Julia Ziętarek lat czterdziestu trzech z mężem i dziećmi. Alina zajmuje pierwszą reprezentacyjną część domu składającego się z sieni, pokoju i kuchenki. Druga trochę większa, ale od podwórza, z kuchnią ze spiżarnią, łazienką, sienią i paroma pokojami. Jej rodzina jest dość liczna i prowadzi całe to gospodarstwo. Cały dom jest parterowy z piwnicą i strychem. ...c.d.n.




środa, 24 sierpnia 2022

Nowe tłumaczenie Ani z Zielonego Wzgórza

       Muszę stwierdzić, że nowe tłumaczenie "Ani" przez panią Annę Bańkowską zrobiło  mi wiele przykrości. Sama zmiana tytułu pierwszej części Ani na Anne z Zielonych Szczytów było jak nóż w serce. Mogę zrozumieć, że tłumaczka chciała dokonać nowego rzetelnego tłumaczenia klasyki L.M.Montgomery z języka angielskiego, bo wcześniej korzystaliśmy z różnych pośrednich tłumaczeń np. ze szwedzkiego itp., i mogło by się wydawać, że czytamy książki dalekie od doskonałości, ale taka zmiana samego tytułu powoduje, że zaczynamy czuć, że to co kochaliśmy staje się nie ważne, a tylko teraz będziemy mieli poprawnie przetłumaczoną książkę. Tłumaczka zmieniła nawet imię Ani na Anne. Przecież chcemy tłumaczenia na polski imienia, a nie angielsko znaczącą nazwę głównej bohaterki. To tak jakby dla angielskiego czytelnika  napisać tytuł klasyki Adama Mickiewicza "Pan Tadzik". Ludzie zrozumcie, że popieranie i zachwycanie się takimi rzeczami jest profanacją klasyki. Nie wgłębiałem się w tłumaczenie dalej, ale pobieżnie zauważyłem, że większość imion jest zmieniona na angielsko brzmiące. Może i całość jest lepiej przetłumaczona od dotychczasowego, ale po co po latach zmieniać nawet tak prozaiczną sprawę imion, bo co my teraz w ogóle czytamy, może inną książkę? No nie, tak nie można robić. Pani Bańkowska chyba chce zaistnieć w świecie i zrobić szok, by na tej fali osiągnąć sukces. Różnymi metodami dochodzi się do sławy. Nie wiem co by na to powiedziała sama Lucy Maud Montgomery, ale za jej życia też robiono jej wiele przykrości wydawniczych. Skoro był tytuł Ania z Zielonego Wzgórza i poszedł w świat, to co to teraz daje, że będą "szczyty". Czas pokarze, czy to się opłacało pani Bańkowskiej. Dla mnie klasyka Ani z Zielonego Wzgórza zostanie niezmienna, i niech mi nikt nie mówi, że taki szum jaki wywołała nowa tłumaczka jest do pogodzenia z moimi odczuciami i miłością do lektury przygód rudowłosej sieroty, adoptowanej przez Marylę i Mateusza. Ta przykrość nie wpłynie na mój stosunek do twórczości L.M.Montgomery a zwłaszcza do Ani z Zielonego Wzgórza.