Muszę stwierdzić, że nowe tłumaczenie "Ani" przez panią Annę Bańkowską zrobiło mi wiele przykrości. Sama zmiana tytułu pierwszej części Ani na Anne z Zielonych Szczytów było jak nóż w serce. Mogę zrozumieć, że tłumaczka chciała dokonać nowego rzetelnego tłumaczenia klasyki L.M.Montgomery z języka angielskiego, bo wcześniej korzystaliśmy z różnych pośrednich tłumaczeń np. ze szwedzkiego itp., i mogło by się wydawać, że czytamy książki dalekie od doskonałości, ale taka zmiana samego tytułu powoduje, że zaczynamy czuć, że to co kochaliśmy staje się nie ważne, a tylko teraz będziemy mieli poprawnie przetłumaczoną książkę. Tłumaczka zmieniła nawet imię Ani na Anne. Przecież chcemy tłumaczenia na polski imienia, a nie angielsko znaczącą nazwę głównej bohaterki. To tak jakby dla angielskiego czytelnika napisać tytuł klasyki Adama Mickiewicza "Pan Tadzik". Ludzie zrozumcie, że popieranie i zachwycanie się takimi rzeczami jest profanacją klasyki. Nie wgłębiałem się w tłumaczenie dalej, ale pobieżnie zauważyłem, że większość imion jest zmieniona na angielsko brzmiące. Może i całość jest lepiej przetłumaczona od dotychczasowego, ale po co po latach zmieniać nawet tak prozaiczną sprawę imion, bo co my teraz w ogóle czytamy, może inną książkę? No nie, tak nie można robić. Pani Bańkowska chyba chce zaistnieć w świecie i zrobić szok, by na tej fali osiągnąć sukces. Różnymi metodami dochodzi się do sławy. Nie wiem co by na to powiedziała sama Lucy Maud Montgomery, ale za jej życia też robiono jej wiele przykrości wydawniczych. Skoro był tytuł Ania z Zielonego Wzgórza i poszedł w świat, to co to teraz daje, że będą "szczyty". Czas pokarze, czy to się opłacało pani Bańkowskiej. Dla mnie klasyka Ani z Zielonego Wzgórza zostanie niezmienna, i niech mi nikt nie mówi, że taki szum jaki wywołała nowa tłumaczka jest do pogodzenia z moimi odczuciami i miłością do lektury przygód rudowłosej sieroty, adoptowanej przez Marylę i Mateusza. Ta przykrość nie wpłynie na mój stosunek do twórczości L.M.Montgomery a zwłaszcza do Ani z Zielonego Wzgórza.
Myślę, że to nie pani Bańkowska " chce zaistnieć w świecie " tylko wydawnictwo przebić konkurencję. Ktoś kto już zna i lubi Anię sięgnie po nie z ciekawości prędzej niż inne nowe tłumaczenie z tradycyjnym "Zielonym Wzgórzem". Pewnie nie dowiemy się, czyim pomysłem było żeby tak radykalnie przerobić nazwę . Może to po prostu zwykły chwyt marketingowy i nowy tłumacz miał za zadanie się do tego zastosować.
OdpowiedzUsuńAgnieszka
Wszystko razem pozostawiło dla mnie jednak niesmak, ale cóż jak mawiała moja mama, największe przykrości robią najbliżsi i myślę, że to co nieraz kochamy jest wystawione na próbę, ale tak jak Ania trzeba być dzielnym. Dodając jeszcze, to wydaje mi się, że w tytule "Zielone Wzgórze" chodziło Maud raczej o posiadłość miejsca, niż o pokoik Ani. Dziękuję, że podzieliłaś się swoimi uwagami.
Usuń