czwartek, 29 września 2022

Pamiętniki Lucy Maud Montgomery - Krajobraz dzieciństwa

       Przeczytałem te młodzieńcze pamiętniki L.M.Montgomery i muszę powiedzieć, że bardzo mi się podobały, szczególnie jej młodzieńczo-dziewczęco nastrój i opisy wszystkiego co ją spotykało w latach nastolatki, a właściwie już ponad dwudziestolatki, bowiem opisuje wszystkie swoje doznania młodzieńczego wieku, sympatie, zabawy, naukę, pierwszą pracę i studiowanie, a także swoje oczekiwania i trudy życia, gdzie musząc zmagać się z przeciwnościami dnia codziennego, toruje sobie odważanie drogę. Najbardziej podobały mi się fragmenty beztroskiego spoglądania na życie i towarzyskie figle w prozie życia. Trochę zaskoczeniem było dla mnie ostatnie fragmenty pamiętnika, gdzie z bólem opisuje swoją miłosną pomyłkę i jak ona całkowicie zmieniła ją z dziewczęcia, w kobietę. Tak jak Ania nie chciała zmieniać nic w swoim dorastającym życiu, tak Maud chciała być pełną romantyzmu dziewczynką i pełną ufności w dobro na tym świecie. Ale jednak życie przynosiło wiele jej rozczarowań i dlatego Maud jest dla nas przykładem  spontanicznego podejścia do wszystkiego co nas spotyka, by mieć uwagę na obowiązki, a zarazem radosne podejście do życia... mimo wszystko.





poniedziałek, 5 września 2022

Spełnione wakacje cz.3

     Jola z ciocią Aliną przygotowywały śniadanie, a Mirek poszedł do studni. Znajdowała się ona na podwórzu z drugiej strony domu u cioci Julii i wujka Juliana. Aby tam się dostać, musiał Mirek przejść przez furtkę w płocie z desek, odgradzający posiadłość cioci Aliny od rodziny siostry Julii, Ziętarków. Ciocia Alina mieszkała osobno i sama się gospodarzyła, a jej siostra razem ze swoją rodziną prowadzili całe to wielkie 25 hektarowe gospodarstwo. Tam pracy było mnóstwo. Mirek i Jola spędzali wakacje raczej u cioci Aliny, ale mimowolnie kontaktowali się z rodziną drugiej cioci. Gdy Mirek poszedł do studni, akurat trafił jak ciocia Julia dawała jeść kurom i ich pisklętom na podwórzu. Zaciekawiony podszedł do niej, aby zobaczyć pisklęta.

    –  Dzień dobry ciociu!  –  rzekł Mirek.

    –  Dzień dobry, chcesz popatrzeć jak karmię pisklęta?  –  zapytała

    –  Tak, bardzo!

    –  Cip, cip, cip  –  wołała ciocia Julia i mnóstwo kur i ich piskląt przyleciało do rozsypywanego ziarna i resztek wczorajszego jedzenia. Mirek pomagał cioci rozsypywać ziarno. Jak zobaczył takie mnóstwo piskląt, zaraz chciał wziąć jednego na ręce. I nawet dawały mu się brać, choć były głodne i wolały być ze swymi na posiłku.

    –  Czy mogę pokazać Joli pisklęta?  –  zapytał.

    –  Raczej niech jedzą  –  odparła ciocia Julia.

    Mirek postawił pisklaka na ziemi i pobiegł po Jolę.

    –  Jolu, choć zobaczyć pisklęta –  wołał do kuzynki wbiegając do ogrodu.

    –  Przyniosłeś masło i wędlinę?  –  zapytała ciocia Alina.

    –  Ojej zapomniałem, już idę  –  odparł Mirek.

    Jola i Mirek poszli razem do studni. Joli bardzo się spodobały pisklęta. Głaskała i pieściła je mile. Mirek międzyczasie wyciągnął masło i wędlinę ze studni. Zabawa z pisklętami przeciągała się i po pewnym czasie dało się słyszeć głos zza płotu cioci Aliny.

    –  Dzieci, chodźcie na śniadanie.

    –  Już, już idziemy  –  zawołali razem Jola i Mirek.

    Właśnie w tej chwili wyszedł z sieni ich kuzyn Mateusz lat około 7. Gdy ich zobaczył, przyłączył się do nich i chciał się bawić razem z nimi i pisklętami.

    –  Musimy już iść Mateuszu   –  wołały dzieci.

    –  Czy mogę do was przyjść?  –  zapytał Mateusz.

    –  Dobrze, ale my teraz idziemy na śniadanie  –  stwierdzili zgodnie.

    –  Mateuszu, chodźże wreszcie na śniadanie  –  słychać było surowy głos cioci Julii z kuchni.

    Mirek i Jola poszli szybko do siebie na śniadanie, a Mateusz do siebie. U cioci Julii była jeszcze jej córka Renia lat 12 oraz dwoje synów starszych wiekiem Jasio lat 20 i Wiesio lat 22, którzy ze swoim ojcem Julianem lat 51 gospodarzyli na posiadłości. Córka Renia pomagała mamie w kuchni i w domu oraz przy wychowaniu Mateusza. Tam nie mieli czasu na nic.

Liczyła się praca i obowiązek. Całe gospodarstwo wymagało ciągłej czujności. Trzeba przyznać, że prowadzili go nienagannie. Wujek Julian dowodził całym przedsięwzięciem. Rozdawał polecenia, co, kto i kiedy ma robić i jaka praca jest najpilniejsza. Wszystkie prace musiały być zrobione na czas. Nie można było się ociągać. Chyba, że pogoda krzyżowała plan pracy, wtedy korygował kolejność zajęcia. Jego synowie Jasiu i Wiesio pomagali mu ogromnie we wszystkich pracach. Ciocia Julia i wujek Julian mieli jeszcze dwójkę starszych dzieci, ale one były już na swoim, daleko w kraju. Przyjeżdżali sporadycznie w odwiedziny. Tak, więc cały ciężar gospodarzenia spoczywał na barkach rodziny Julii i Juliana Ziętarków.

    –  Długo was nie było  –  stwierdziła ciocia Alina.

    –  Ciociu, jakie tam są śliczne pisklęta  –  powiedziała Jola.

    Ciocia uśmiechnęła się i zapraszała Jolę i Mirka do posiłku przygotowanego na stole polowym przed kuchenką. Mirek widział, że ciocia Alina większymi względami darzy Jolę i że jej wybaczy spóźnienie, więc bez obawy z uśmiechem pod nosem usiadł na ławce przy stole pod gruszą. Lubił te posiłki na wolnym powietrzu, dodawało apetytu. Ciocia Alina bardzo dbała o nich. Nie chciała, aby siostry zarzuciły jej, że zaniedbuje ich pociechy. Mirek był synem jej ulubionej siostry Marusi z Rzeszowa, a Jola córką kolejnej siostry Grażyny z Łodzi. Wszystkich sióstr ogółem było sześć i do tego jeden brat, ale ten mieszkał za granicą, gdzie wywędrował w czasie wojny do Brazylii. Cała rodzina zresztą, cieszyła się od dawna dobrą opinią. Wszyscy w okolicy znali sympatyczne siostry Kruszynki i kiedyś ich rodziców Genowefę i Jakuba, czyli dziadków Mirka i Joli. Tak, więc, nasi wakacjusze na Niwie Karolińskiej zawsze mogli spotkać się we wiosce ze sympatią i dobrym słowem. Szczególnie, gdy byli w sklepie czy na plebani u proboszcza.

    Ładna pogoda zachęcała Mirka i Jolę do zabawy w ogrodzie. Wymyślali sobie przeróżne zabawy. Po śniadaniu pobiegali trochę po ogrodzie, choć ciocia Alina zapowiedziała im, aby uważali na kwiaty, aby ich nie podeptać w czasie zabawy. Tego się trzymali, aby nie zrobić cioci przykrości i chodzili raczej wydeptanymi ścieżkami. Wszystko ich ciekawiło. Gdy zobaczyli jakiś ładny zakątek, to na chwilę chowali się w nim. Znowu, gdy natrafili na ładnego motyla to zaczęli mu się przyglądać, a potem gonić go bez pozytywnego efektu złapania. Wszędzie było ich pełno. Ciocia Alina miała duży ogród, więc było gdzie chodzić. Po pewnym czasie, gdy byli już trochę zmęczeni, przychodzili do dużego klonu i huśtali się na huśtawce zrobionej z łańcucha i deseczki, zamocowanej na grubej gałęzi. Deseczka była luźna i zakładali ją na ten łańcuch i huśtali się na zmianę. Huśtawkę wykonał kiedyś dla nich jakiś znajomy cieśla cioci Aliny z Karolina. To miejsce przy huśtawce pod klonem, było ulubionym miejscem zabaw Mirka i Joli. Każdą wolną chwilę spędzali w pobliżu klonu i huśtawki.  /.../

 

 


 

 


 

 





czwartek, 1 września 2022

Spełnione wakacje cz.2

     


     Mirek po porannej toalecie postanowił się ubrać i pójść do polowej kuchenki, aby zobaczyć, czy czasem nie ma czegoś do zjedzenia. Pomyślał, że ciocia Alina i Jola pewnie niedługo wstaną, ale on tym czasem coś sobie uszykuje do zjedzenia. Znalazł bułkę i trochę powideł, więc sam zrobił sobie śniadanie. Trochę mleka zaspokoiło jego pragnienie. Kuchnia polowa była głębiej w ogrodzie koło budynku piekarnika i obory, ale z boku. Nieopodal stał metalowy piecyk polowy tzw. koza na drzewo i węgiel z kominem wychodzącym wprost do gałęzi drzewa, które tam obok rosło. Ciocia Alina gotowała dzieciom na tym piecyku właśnie obiady lub mleko, czy wodę na herbatę.  Nie mieli lodówki, więc wszelkie potrawy wymagające chłodu trzymali w studni na podwórzu. Spuszczali masło czy wędlinę w siatkach blisko lustra wody na sznurkach, aby było wszystko schłodzone najbardziej jak można.

      Za tym piecykiem z boku znajdowało się drzewo, gruby jawor. Mirek bardzo lubił siadać na jego dużym korzeniu przy kuchence. Był wielkością akurat do jego wzrostu. Naprzeciw kuchenki ciocia zrobiła stół z ławkami pod gruszą dla swoich „wczasowiczów”, ale Mirek wolał swój korzeń. Tak siedział samotnie i jadł bułkę z powidłem i patrzył w dal ogrodu. Bardzo mu się tu podobało spożywać posiłek. Obok drzewa stała mała szopa z ławeczką przed nią. W szopie ciocia Alina trzymała zapasy owoców i inne jedzenie jak miód czy orzechy. Poza tym znajdował się tam również rower damka, marki „Diamant”, którym jeździła ciocia na zakupy i do kościoła. Ale on również też mógł na nim jeździć, czy to po sprawunki do wioski, czy do lasu. Choć był jeszcze małym chłopcem, dzięki temu, że rower był właśnie damski bez ramy poprzecznej jak w przypadku rowerów męskich, mógł bez problemu dosięgnąć pedałów bez siedzenia na siodełku. Nieraz „Diamant” służył cioci za wózek towarowy do przewożenia większego ciężaru typu; worek z jabłkami lub ziarnem. Kładło się właśnie taki worek na wygięciu ramy i podtrzymując świetnie transportowało towar w wyznaczone miejsce.

     W szopie poza tym panował swojski klimat. Zapach owoców i różnych zapasów mieszał się z zapachem przyrządów pszczelarskich i był bardzo miły. Ciocia Alina prowadziła swoją pasiekę pszczół i miała duże osiągnięcia. Tak, więc Mirek bardzo lubił wchodzić do owej szopy i szukać potrzebnych rzeczy. Ciocia Alina trzymała tam również swoje narzędzia ogrodnicze, jak i wszelkiego rodzaju narzędzia typu: młotek, siekiera, obcęgi, kleszczyki, gwoździe czy śruby lub drut. Mirek często korzystał z tego raju, bo lubił majsterkować, a ciocia Alina pozwalała mu na to.


    –  Dzień dobry Mirku!  –  usłyszał głos swojej dziesięcioletniej kuzynki Joli.

    –   A cześć!  –  Już wstałaś?  –  zapytał Mirek.

    –  Tak, dość już tego spania, taki ładny dzień  –  odezwała się Jola.

    –   Co będziemy dzisiaj robić?  – zapytał.

    –   Może pogonimy się w ogrodzie?

    –  Może być, choć wolałbym wyjść na jakieś drzewo  –  stwierdził Mirek.

    –  Wiesz, że ciocia zabroniła mi wychodzić na drzewa  –  powiedziała Jola.

    –  Tak wiem, ale przecież będziemy uważali  –  dodał Mirek.

    –  Nie, wolę pogonić się w ogrodzie –  zdecydowanie stwierdziła Jola.

    –  Dobra, niech będzie.

    –  Ale najpierw muszę coś zjeść.

    –  A gdzie jest ciocia?  –  zapytał Mirek.

    –  Zaraz przyjdzie, powiedziała, żebym na nią tu poczekała.

    –  Ja sobie zrobiłem wczorajszą bułkę, może jeszcze jest druga w kuchence?  –  stwierdził Mirek.

    Na to wszystko przyszła ciocia Alina.

     –  Dzień dobry, zaraz zrobimy posiłek  –  powiedziała ciocia  –  Mirku przynieś mi ze studni masło i wędlinę  –  dodała.

    –  Dobrze, już idę  –  odpowiedział.


c.d.n.