poniedziałek, 28 listopada 2022

"Ania" jako terapia

       Po przeczytaniu Pamiętników "Uwięziona Dusza" L.M.Montgomery doszedłem do wniosku, że autorka "Ani z Zielonego Wzgórza" napisała tę książkę jako pewnego rodzaju terapię na trudności jakie sama przechodziła w tamtym czasie. Cały ten okres w jej życiu był dość trudny, zmagała się ze swymi miłościami i adoratorami, nauką, pracą, opieką nad dość surową babcią, a na dodatek czuła się potwornie samotna, bowiem nie miała za dużo kontaktów z rówieśnikami, czy znajomymi i rodziną, mieszkanie na wsi z dala od życia i kiedy przychodziły zimowe dni, czy słoty, popadała w depresję. Tego nie dowiemy się nigdzie, a jedynie z jej pamiętników. Gdy "Ania" zaczęła przynosić sukces i poproszono ją o napisanie dalszych losów Ani, zrobiła to nie za chętnie, a w każdym razie pisanie "Ani z Avonlea" przysparzało jej wiele trudności. Ale trzeba przyznać, że w Anię włożyła wiele serca, a sama bohaterka była dla niej bardzo bliska. Pisała, że jakby czytelnicy wiedzieli ile smutku wtedy zaznawała w życiu, a wręcz przygnębienia i dręczących obsesji o przyszłość, o namiętności zawłaszczającymi ją całkowicie, skrupułów odnośnie narzeczonego Edwina Simpsona, którego wybrała pochopnie i cały ten zgiełk związany z porzuceniem miłości prawdziwej, czyli Hermana Learda, bowiem kandydat serca był farmerem i nie odpowiadał jej intelektualnie. A potem znajomość z pastorem E.Macdonaldem, którego na końcu przecież poślubiła. Najtrudniejsze dla niej było osamotnienie i brak nadziei na jutro. Tak więc odnoszę wrażenie, że Ania była dla niej terapią i dzięki niej mogła jako tako funkcjonować. Ja traktuję także książkę "Anię" też jako pewnego rodzaju balsam na trudy życia i lęki o przyszłość. Wydaje mi się, że autorce udało się trafić do serc naszych, bowiem w każdym z nas tkwi pragnienie akceptacji i znalezienia bratniej duszy...





niedziela, 13 listopada 2022

Pasja czytania u Maud

      Czytając dzienniki L.M.Montgomery "Uwięziona dusza", przeczytałem, że Maud bardzo lubiła czytać i to niemal namiętnie. Gdy dorwała się do jakiejś książki, to nie przerwała, aż ją nie skończyła. Mogła być głodna, zmarznięta czy niewyspana ale gdy ją jakaś książka bardzo zainteresowała, to musiała ją ukończyć. Ubolewała gdy nie miała nic do czytania i gdy, czy to zima z zaspami, czy nie ładna pogoda deszczowa odgradzały od możliwości nabycia jakiejś książki, lub pożyczenia to był to dla niej "prawdziwy dramat". Czytała z pasją i prawie wszystko co było godne przeczytania. W ten sposób także poznawała literaturę, dzięki czemu podnosiła swoją wiedzę, co potem skutkowało w jej pisarstwie czy to do czasopism, pisaniu poezji, czy książek, które teraz tak namiętnie sami czytamy. Ja od dawna również lubię czytać i zawsze uważałem książkę za pewnego rodzaju przyjaciela. A od roku 1984 skrupulatnie notuję, co przeczytałem i kiedy. Jest to dla mnie pewnego rodzaju pamiętnikiem i potem wiem czy daną pozycję już czytałem i ile razy. Dawniej potrafiłem przeczytać w ciągu roku nawet 50 pozycji, dziś jest to około 12, czyli jedną w ciągu miesiąca, a niestety miałem takie lata, że tylko przeczytałem jedną w ciągu całego roku. Podziwiam Maud, za jej pasje czytania i dziś jest ona dla mnie inspiracją co warto czytać, skoro sama autorka "Ani z Zielonego Wzgórza" to czytała.