Mirek po porannej toalecie postanowił się ubrać i pójść do polowej kuchenki, aby zobaczyć, czy czasem nie ma czegoś do zjedzenia. Pomyślał, że ciocia Alina i Jola pewnie niedługo wstaną, ale on tym czasem coś sobie uszykuje do zjedzenia. Znalazł bułkę i trochę powideł, więc sam zrobił sobie śniadanie. Trochę mleka zaspokoiło jego pragnienie. Kuchnia polowa była głębiej w ogrodzie koło budynku piekarnika i obory, ale z boku. Nieopodal stał metalowy piecyk polowy tzw. koza na drzewo i węgiel z kominem wychodzącym wprost do gałęzi drzewa, które tam obok rosło. Ciocia Alina gotowała dzieciom na tym piecyku właśnie obiady lub mleko, czy wodę na herbatę. Nie mieli lodówki, więc wszelkie potrawy wymagające chłodu trzymali w studni na podwórzu. Spuszczali masło czy wędlinę w siatkach blisko lustra wody na sznurkach, aby było wszystko schłodzone najbardziej jak można.
Za tym piecykiem z boku znajdowało się drzewo, gruby jawor. Mirek bardzo lubił siadać na jego dużym korzeniu przy kuchence. Był wielkością akurat do jego wzrostu. Naprzeciw kuchenki ciocia zrobiła stół z ławkami pod gruszą dla swoich „wczasowiczów”, ale Mirek wolał swój korzeń. Tak siedział samotnie i jadł bułkę z powidłem i patrzył w dal ogrodu. Bardzo mu się tu podobało spożywać posiłek. Obok drzewa stała mała szopa z ławeczką przed nią. W szopie ciocia Alina trzymała zapasy owoców i inne jedzenie jak miód czy orzechy. Poza tym znajdował się tam również rower damka, marki „Diamant”, którym jeździła ciocia na zakupy i do kościoła. Ale on również też mógł na nim jeździć, czy to po sprawunki do wioski, czy do lasu. Choć był jeszcze małym chłopcem, dzięki temu, że rower był właśnie damski bez ramy poprzecznej jak w przypadku rowerów męskich, mógł bez problemu dosięgnąć pedałów bez siedzenia na siodełku. Nieraz „Diamant” służył cioci za wózek towarowy do przewożenia większego ciężaru typu; worek z jabłkami lub ziarnem. Kładło się właśnie taki worek na wygięciu ramy i podtrzymując świetnie transportowało towar w wyznaczone miejsce.
W szopie poza tym panował swojski klimat. Zapach owoców i różnych zapasów mieszał się z zapachem przyrządów pszczelarskich i był bardzo miły. Ciocia Alina prowadziła swoją pasiekę pszczół i miała duże osiągnięcia. Tak, więc Mirek bardzo lubił wchodzić do owej szopy i szukać potrzebnych rzeczy. Ciocia Alina trzymała tam również swoje narzędzia ogrodnicze, jak i wszelkiego rodzaju narzędzia typu: młotek, siekiera, obcęgi, kleszczyki, gwoździe czy śruby lub drut. Mirek często korzystał z tego raju, bo lubił majsterkować, a ciocia Alina pozwalała mu na to.
– Dzień dobry Mirku! – usłyszał głos swojej dziesięcioletniej kuzynki Joli.
– A cześć! – Już wstałaś? – zapytał Mirek.
– Tak, dość już tego spania, taki ładny dzień – odezwała się Jola.
– Co będziemy dzisiaj robić? – zapytał.
– Może pogonimy się w ogrodzie?
– Może być, choć wolałbym wyjść na jakieś drzewo – stwierdził Mirek.
– Wiesz, że ciocia zabroniła mi wychodzić na drzewa – powiedziała Jola.
– Tak wiem, ale przecież będziemy uważali – dodał Mirek.
– Nie, wolę pogonić się w ogrodzie – zdecydowanie stwierdziła Jola.
– Dobra, niech będzie.
– Ale najpierw muszę coś zjeść.
– A gdzie jest ciocia? – zapytał Mirek.
– Zaraz przyjdzie, powiedziała, żebym na nią tu poczekała.
– Ja sobie zrobiłem wczorajszą bułkę, może jeszcze jest druga w kuchence? – stwierdził Mirek.
Na to wszystko przyszła ciocia Alina.
– Dzień dobry, zaraz zrobimy posiłek – powiedziała ciocia – Mirku przynieś mi ze studni masło i wędlinę – dodała.
– Dobrze, już idę – odpowiedział.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz