Tak się nieraz składało, że Ania nie znajdując osoby której mogłaby ze zrozumieniem opowiedzieć co jej bardzo leży na sercu, kierowała się do Mateusza. Gdy Maryla ją strofowała, a Diana była za daleko, Ania rozmawiała z Mateuszem. Ten często był bardzo zajęty, ale Ania wierzyła, że gdy się zwróci do niego będzie wysłuchana, a nawet pochwalona za to co potrafi zrobić. Tak było, gdy po raz pierwszy miała udać się na wycieczkę z klasą w teren albo gdy planowała wystąpić na koncercie. Siadała na stosie drewna, polan i opowiadała to wszystko, aby upewnić się, że będzie dobrze, a zarazem móc z radością opowiedzieć co ją miłego czeka. Mateusz odkładał robotę i słuchał jej z serdecznością. Maryla oczywiście ganiła ją za to, bo spóźniała się przez to do swoich zajęć, a zarazem nie chciała, aby Mateusz coś jej tam powiedział, bo to ona zajmowała się jej wychowaniem. Mateusz zresztą był wdzięczny Maryli, że nie musi brać odpowiedzialności za Ani wychowanie, a jedynie był dobrym medium, które koiło stargane serce Ani. "Tych dwoje, było najlepszymi przyjaciółmi i Mateusz nieraz dziękował swej gwieździe, że był wolny od wychowywania tej dziewczynki. Zadanie to było wyłącznym przywilejem Maryli. Gdyby on był wychowawcą Ani, bez wątpienia niejednokrotnie musiałby staczać walkę z uczuciem lub obowiązkiem. W obecnych warunkach wolno było mu było "psuć Anię" - wedle wyrażenia Maryli - ile mu się podobało. Nie było w tym jednak nic tak bardzo szkodliwego. Nieco "uznania" od czasu do czasu oddziaływa równie dodatnio, jak "najrozumniejsza" uwaga". /cyt z wydania z 1948 roku./
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz