czwartek, 1 września 2022

Spełnione wakacje cz.2

     


     Mirek po porannej toalecie postanowił się ubrać i pójść do polowej kuchenki, aby zobaczyć, czy czasem nie ma czegoś do zjedzenia. Pomyślał, że ciocia Alina i Jola pewnie niedługo wstaną, ale on tym czasem coś sobie uszykuje do zjedzenia. Znalazł bułkę i trochę powideł, więc sam zrobił sobie śniadanie. Trochę mleka zaspokoiło jego pragnienie. Kuchnia polowa była głębiej w ogrodzie koło budynku piekarnika i obory, ale z boku. Nieopodal stał metalowy piecyk polowy tzw. koza na drzewo i węgiel z kominem wychodzącym wprost do gałęzi drzewa, które tam obok rosło. Ciocia Alina gotowała dzieciom na tym piecyku właśnie obiady lub mleko, czy wodę na herbatę.  Nie mieli lodówki, więc wszelkie potrawy wymagające chłodu trzymali w studni na podwórzu. Spuszczali masło czy wędlinę w siatkach blisko lustra wody na sznurkach, aby było wszystko schłodzone najbardziej jak można.

      Za tym piecykiem z boku znajdowało się drzewo, gruby jawor. Mirek bardzo lubił siadać na jego dużym korzeniu przy kuchence. Był wielkością akurat do jego wzrostu. Naprzeciw kuchenki ciocia zrobiła stół z ławkami pod gruszą dla swoich „wczasowiczów”, ale Mirek wolał swój korzeń. Tak siedział samotnie i jadł bułkę z powidłem i patrzył w dal ogrodu. Bardzo mu się tu podobało spożywać posiłek. Obok drzewa stała mała szopa z ławeczką przed nią. W szopie ciocia Alina trzymała zapasy owoców i inne jedzenie jak miód czy orzechy. Poza tym znajdował się tam również rower damka, marki „Diamant”, którym jeździła ciocia na zakupy i do kościoła. Ale on również też mógł na nim jeździć, czy to po sprawunki do wioski, czy do lasu. Choć był jeszcze małym chłopcem, dzięki temu, że rower był właśnie damski bez ramy poprzecznej jak w przypadku rowerów męskich, mógł bez problemu dosięgnąć pedałów bez siedzenia na siodełku. Nieraz „Diamant” służył cioci za wózek towarowy do przewożenia większego ciężaru typu; worek z jabłkami lub ziarnem. Kładło się właśnie taki worek na wygięciu ramy i podtrzymując świetnie transportowało towar w wyznaczone miejsce.

     W szopie poza tym panował swojski klimat. Zapach owoców i różnych zapasów mieszał się z zapachem przyrządów pszczelarskich i był bardzo miły. Ciocia Alina prowadziła swoją pasiekę pszczół i miała duże osiągnięcia. Tak, więc Mirek bardzo lubił wchodzić do owej szopy i szukać potrzebnych rzeczy. Ciocia Alina trzymała tam również swoje narzędzia ogrodnicze, jak i wszelkiego rodzaju narzędzia typu: młotek, siekiera, obcęgi, kleszczyki, gwoździe czy śruby lub drut. Mirek często korzystał z tego raju, bo lubił majsterkować, a ciocia Alina pozwalała mu na to.


    –  Dzień dobry Mirku!  –  usłyszał głos swojej dziesięcioletniej kuzynki Joli.

    –   A cześć!  –  Już wstałaś?  –  zapytał Mirek.

    –  Tak, dość już tego spania, taki ładny dzień  –  odezwała się Jola.

    –   Co będziemy dzisiaj robić?  – zapytał.

    –   Może pogonimy się w ogrodzie?

    –  Może być, choć wolałbym wyjść na jakieś drzewo  –  stwierdził Mirek.

    –  Wiesz, że ciocia zabroniła mi wychodzić na drzewa  –  powiedziała Jola.

    –  Tak wiem, ale przecież będziemy uważali  –  dodał Mirek.

    –  Nie, wolę pogonić się w ogrodzie –  zdecydowanie stwierdziła Jola.

    –  Dobra, niech będzie.

    –  Ale najpierw muszę coś zjeść.

    –  A gdzie jest ciocia?  –  zapytał Mirek.

    –  Zaraz przyjdzie, powiedziała, żebym na nią tu poczekała.

    –  Ja sobie zrobiłem wczorajszą bułkę, może jeszcze jest druga w kuchence?  –  stwierdził Mirek.

    Na to wszystko przyszła ciocia Alina.

     –  Dzień dobry, zaraz zrobimy posiłek  –  powiedziała ciocia  –  Mirku przynieś mi ze studni masło i wędlinę  –  dodała.

    –  Dobrze, już idę  –  odpowiedział.


c.d.n.




poniedziałek, 29 sierpnia 2022

Spełnione wakacje

      Dziś postanowiłem rozpocząć na tym blogu, prezentację mojej książki, którą napisałem w 2018 roku pt. "Spełnione wakacje". W swoim "dorobku" mam parę swoich dzieł i chciałbym pokazać jak mi się udało pisać swoje prace w sumie pod wpływem twórczości L.M.Montgomery. Jej dorobek pisarski, który poznałem jeszcze może nie cały, wiąże się z moimi podobnymi odczuciami postrzegania rzeczywistości. Na ile mi się udało to zrobić, to mam nadzieję, że sami ocenicie, choć mój blog o "Ani" nie jest jeszcze tak w pełni rozwinięty, bo raczej to są dopiero początki. Trochę odwiedzających ten blog może zainteresuje co sam pisałem i jak całe przygody Ani i innych książek L.M.Montgomery  wpłynęły na moje pisarstwo. A jest tego kilka pozycji, wymienię choćby tytuły: Odnaleziony skarb, Pod niebem Afryki - Jambito, Listy do moich rodziców, i drugą część Odnalezionego skarbu - Tam skarb, gdzie serce me. Spełnione wakacje jest najbardziej zbliżoną do twórczości Maud, przytoczę notkę autorską jaką napisałem na książce. A muszę jeszcze zaznaczyć, że książki moje sam wydawałem i są raczej w niszowym nakładzie. Jakby ktoś był zainteresowany to w tej chwili mam tylko jeden egzemplarz i mogę go wysłać, ale mogę dodrukować lub wysłać w pliku, po skontaktowaniu się ze mną, ale może na razie zapoznacie się z tym co tutaj pokazuję.

      "Akcja opowieści dzieje się w latach 60-tych XX w. wśród pól, lasów i jezior środkowej Polski. Przygody Mirka i Joli, pary sympatycznych kuzynów na wspólnych wakacjach u rodziny na wsi. Opisy pracy przy żniwach, jak również ich szczęśliwe dni pełne radości i zabaw u kochanej cioci i jej pięknego ogrodu."





                          Spełnione wakacje

                                 Rozdział  I

                                POCZĄTEK


    Obudził go szum wiatru uginający gałęzie na drzewie. Liście łopotały jak żagle na łódce. Dość silny i częsty w tych stronach wiatr, dawał miły chłód rozpoczynającego się właśnie gorącego dnia. Promienie słońca przebijały się poprzez liście drzew do ogrodu. Rosa na trawie oznajmiała, że będzie śliczny dzień. Rozsunął zamek namiotu i wyjrzał na zewnątrz. Było rześko. W oddali słychać było odgłosy pracy na podwórzu gospodarstwa, po drugiej stronie domu. Tak, na wsi dzień zaczynał się wcześnie. Jeszcze zaspany wyszedł z namiotu. Rozejrzał się, ale tu w ogrodzie była senna atmosfera. Ciocia Alina jeszcze nie wstała, tak samo jak i jego kuzynka Jola. Kuzynka miała ten przywilej, że nocowała w domu. Ciocia uważała, że dziewczynce należą się większe względy.  A on Mirek, chłopak lat 11, może spać w namiocie w ogrodzie. Ale, żeby zrekompensować jemu warunki do spania, ciocia Alina pozwoliła wyłożyć posłanie w namiocie skórami, jakie miała. Nie chciała, aby było mu zimno w nocy. Do przykrycia dała mu kołdrę pikowaną prawdziwym pierzem. Namiot ustawiony był naprzeciw domu, pod wielkim starym i grubym klonem, z rozłożystymi konarami. Swą wielkością imponował w całym ogrodzie. Zasadzili go jeszcze poprzedni właściciele z czasów zaborów, na początku wieku lub może nawet wcześniej.
    W tamtym czasie, żyli tu, bowiem niemieccy osadnicy. To był czas ich panowania w Polsce na tych terenach. A że tereny te były piękne, więc przybywali tu za zezwoleniem ówczesnych władz germańskich by zasiedlać wsie zdobyte po rozbiorach Polski. Nowi przybysze wybrali tutaj na swe gospodarstwo tereny wśród polne z dala od wsi. Nie chcieli akurat być blisko polskich osad. Wieś Karolin była mało zaludniona – kilka zaledwie domostw, a i tak postanowili wybrać i założyć nowe gospodarstwo samotnie, na tzw. Niwie, kilometr od wsi. Teren na ich domostwo był prawie w równej odległości do następnej wsi Nowice tak, więc byli z dala od miejscowych ludzi. Widocznie chcieli być niezależni i samodzielni od Polaków. W pobliskich terenach wiele było takich samotnych niemieckich gospodarstw. Taką mieli mentalność, choćby dla przykładu, okolice jeziora Wiąży Magnackiej, gdzie nawiasem mówiąc Mirek i Jola bardzo lubili chodzić się kąpać. Obszary na wchód do Karolina były płaskie i równinne, natomiast w kierunku zachodnim do Nowic lekko faliste tzw. morena czołowa. W dali znajdował się las na wzgórzu zwanym Pawie Bory, gdzie też często dzieci z Niwy bawiły się. Na obie strony od Niwy rozciągał się piękny widok. Wiatr jak się rozpędził, to nie miał nigdzie żadnej przeszkody i trochę dawał się we znaki nowym przybyszom. Dlatego pewnie postanowili, że zasadzą dużo drzew wokół swojego gospodarstwa i dobrze zrobili. Osłonili się od wiatru tym sposobem. Ale to było już dawno. Sam dom ma napis 1902, to pewnie rok budowy. Obok po lewej stronie stoi stodoła, po prawej obora i stajnia, a z tyłu za podwórzem spichlerz. Obok stodoły jest kurnik. Przed domem rodzice cioci Aliny założyli duży ogród pełen kwiatów i krzewów, a pojedyncze drzewa dodawały jemu uroku. Obok ogrodu założyli warzywniak i sad pełen drzew owocowych, jabłoni grusz i czereśni. Do posiadłości prowadziła droga lekko skręcająca w prawo z głównej drogi pomiędzy wsiami Karolin i Nowice. Droga do domostwa była od strony ogrodu wysadzona wysokim żywopłotem z krzewów białego, bzu, co chroniło go przed wiatrem jak i cały dom. Posiadłość Niwy robiła wrażenie małego dworku. To piękny i uroczy zakątek z okazałym domem z przyległościami, a z przodu ogrodem pełnym kwiatów i właśnie okazałym drzewem – klonem, tak górującym nad całością. Mieszkają tu teraz dwie siostry. Jedna lat czterdziestu dziewięciu panna Alina Kruszynka i druga Julia Ziętarek lat czterdziestu trzech z mężem i dziećmi. Alina zajmuje pierwszą reprezentacyjną część domu składającego się z sieni, pokoju i kuchenki. Druga trochę większa, ale od podwórza, z kuchnią ze spiżarnią, łazienką, sienią i paroma pokojami. Jej rodzina jest dość liczna i prowadzi całe to gospodarstwo. Cały dom jest parterowy z piwnicą i strychem. ...c.d.n.




środa, 24 sierpnia 2022

Nowe tłumaczenie Ani z Zielonego Wzgórza

       Muszę stwierdzić, że nowe tłumaczenie "Ani" przez panią Annę Bańkowską zrobiło  mi wiele przykrości. Sama zmiana tytułu pierwszej części Ani na Anne z Zielonych Szczytów było jak nóż w serce. Mogę zrozumieć, że tłumaczka chciała dokonać nowego rzetelnego tłumaczenia klasyki L.M.Montgomery z języka angielskiego, bo wcześniej korzystaliśmy z różnych pośrednich tłumaczeń np. ze szwedzkiego itp., i mogło by się wydawać, że czytamy książki dalekie od doskonałości, ale taka zmiana samego tytułu powoduje, że zaczynamy czuć, że to co kochaliśmy staje się nie ważne, a tylko teraz będziemy mieli poprawnie przetłumaczoną książkę. Tłumaczka zmieniła nawet imię Ani na Anne. Przecież chcemy tłumaczenia na polski imienia, a nie angielsko znaczącą nazwę głównej bohaterki. To tak jakby dla angielskiego czytelnika  napisać tytuł klasyki Adama Mickiewicza "Pan Tadzik". Ludzie zrozumcie, że popieranie i zachwycanie się takimi rzeczami jest profanacją klasyki. Nie wgłębiałem się w tłumaczenie dalej, ale pobieżnie zauważyłem, że większość imion jest zmieniona na angielsko brzmiące. Może i całość jest lepiej przetłumaczona od dotychczasowego, ale po co po latach zmieniać nawet tak prozaiczną sprawę imion, bo co my teraz w ogóle czytamy, może inną książkę? No nie, tak nie można robić. Pani Bańkowska chyba chce zaistnieć w świecie i zrobić szok, by na tej fali osiągnąć sukces. Różnymi metodami dochodzi się do sławy. Nie wiem co by na to powiedziała sama Lucy Maud Montgomery, ale za jej życia też robiono jej wiele przykrości wydawniczych. Skoro był tytuł Ania z Zielonego Wzgórza i poszedł w świat, to co to teraz daje, że będą "szczyty". Czas pokarze, czy to się opłacało pani Bańkowskiej. Dla mnie klasyka Ani z Zielonego Wzgórza zostanie niezmienna, i niech mi nikt nie mówi, że taki szum jaki wywołała nowa tłumaczka jest do pogodzenia z moimi odczuciami i miłością do lektury przygód rudowłosej sieroty, adoptowanej przez Marylę i Mateusza. Ta przykrość nie wpłynie na mój stosunek do twórczości L.M.Montgomery a zwłaszcza do Ani z Zielonego Wzgórza.





środa, 27 lipca 2022

Nowe nabytki - Pamiętniki L.M.Montgomery

      Udało mi się niedawno nabyć nowe dla mnie nieznane pozycje L.M.Montgomery - Pamiętniki - dzienniki. Wiedziałem, że Maud pisała swoje pamiętniki przez całe życie i ucieszyłem się, że akurat trafiłem w internecie na te pozycje, jakie wyszły w naszym kraju. Niestety wydano z tego co wiem dwa tomy i nie są to wszystkie. Nie wiadomo, czy ktoś pokusi się, aby zebrać całość. Moje książki zostały wydane prze Wydawnictwo Nasza Księgarnia i to dość dawno. Pierwsza pozycja to Krajobraz dzieciństwa - N.K. 1996 i Uwięziona dusza - N.K.1996 r. Jestem bardzo ciekawy owych dzienników i mam nadzieję, że się nie rozczaruje jak przy książce Ania z Wyspy Księcia Edwarda. O tym już pisałem we wcześniejszych  wpisach. Mam całą serie pozycji twórczości L.M.Montgomery z tematyki Ani właśnie z Wydawnictwa Nasza Księgarnia i bardzo przemawiają do mnie te  wydania moich ulubionych książek przygód Ani, choć mam jeszcze przygody Emilki i Pat, i Janka ze Wzgórza Latarni. Bardzo proste i wdzięczne opracowanie graficzne i piękny druk, który dobrze się czyta. Powracając do owych pamiętników Maud wiem, że pierwszy tom to zapiski nastoletniej Lucy, a drugi już bardziej później, gdzie pewnie czuć pewnego rodzaju traumę jaką przechodziła Maud w swoim życiu. Do opowiedzenia więcej o owych dziennikach będę musiał Was odesłać do przyszłości, kiedy uda mi się przeczytać owe pozycje. Dziś tylko prezentacja owych wydań.









czwartek, 21 lipca 2022

Spacer z Anią

      Wybrałem się ostatnio na letni spacer...z Anią, bowiem postanowiłem zabrać ze sobą jej nieodzowny rekwizyt...słomiany kapelusz, w którym było jej bardzo do twarzy. Rude warkoczyki wystające z pod słomianego kapelusza, dawały nieodparte wrażenie uroczego dziewczęcia. Tak przez ten kapelusz i rude warkoczyki zjednywa sobie Ania wiele i dodaje jej wdzięku. Tak więc wędrując prze leśne drogi i pola zostawiałem kapelusz na krzakach, czy to na zbożu, lub suchej trawie i robiłem zdjęcia. Od razu inaczej się poczułem, widząc owy kapelusz Ani. Tak ona ze mną wędrowała, tylko przypadkiem gdzieś jej upadł ten słomkowy kapelusz, a ja musiałem go zabierać i dawać jej z powrotem... tak była roztrzepana i potem znowu go gubiła, więc ja ponownie go zabierałem... i fotografie mu robiłem. Niezapomniany spacer z Anią wieczorną porą...













środa, 13 lipca 2022

Mateusz i Ania jadą na Zielone Wzgórze

       Chodząc po terenie na moje wypady fotograficzne często oglądam się czy nie znajdę jakiś miejsc podobnych z filmu Ania z Zielonego Wzgórza w reż. K.Sullivana i muszę przyznać, że zdarza mi się nie raz być w podobnych miejscach przyrodniczych, bardzo przypominających sceny z filmu. Teraz byłem w Lesie Bronaczowa koło Krakowa i idąc dość daleko w głąb lasu, natrafiłem na przepiękny zakątek, gdzie drzew jest trochę mniej rosnących z przepiękną trawą. Świeciło piękne słońce, godzina południowa i dochodząc do owego miejsca pokonywałem drogę wśród zakrętów, pomyślałem, że ten piękny teren jest wspaniały na relaks. I w pewnej chwile spostrzegłem, że droga wygląda zupełnie podobnie, jaką Mateusz i Ania jechali przez las na Zielone Wzgórze pierwszy raz. Potem były jeszcze we filmie sceny z tego zakątka i oglądając wiele razy ten film, utrwaliło mi się to miejsce. I teraz patrzę, moje miejsce jest bardzo podobne do tego filmowego. Jakże się ucieszyłem i powspominałem fragment tego filmu i byłem zadowolony, że i ja mam także taką możliwość przemieszczać się, choć pieszo ową drogą do ...mojego zielonego wzgórza tutaj w lesie.







czwartek, 7 lipca 2022

Ania z Wyspy Księcia Edwarda

      Czy to na pewno napisała L.M.Montgomery? ...Jestem w trakcie czytania tej książki, którą nie dawno kupiłem i zacząłem czytać pełen nadziei na piękną literaturę, autorki mojej ulubionej powieści Ania z Zielonego Wzgórza. No cóż, tak do końca nie znam okoliczności znalezienia tych kartek literatury napisanej chyba już pod koniec jej życia. Tak do końca nie wiem co napisać o wrażeniach z połowy już przeczytanej książki. Wiem może nie powinno się pisać recenzji książki, której jeszcze się nie ukończyło, ale nie chciałbym aby mi coś umknęło więc prawo do tego daje mi...moja wrażliwość. Zupełnie nie rozumiem, wielu fragmentów grozy i strachów na kartach tej powieści. Dlaczego Lucy wogóle zdecydowała się pisać w tym stylu. Oczywiście wiele jest dobrych fragmentów tego dzieła, gdzie narracja jest wspaniała i porównywalna do Ani, ale te mroczne fragmenty napędzają strachu i byłem bardzo zniesmaczony gdy musiałem czytać owe fragmenty. Nie lubię tego typu pisarstwa, a tu proszę Lucy delektuje się owymi pełnych czarnej literatury w dziecięcej literaturze. Może jeszcze do końca nie znam pisarstwa L.M.Montgomery, choć pewne mroczne chwile znalazłem we filmie "Droga do Avonlea" nakręconego na podstawie pisarstwa Maud. Widocznie wplatała różne ciemne fragmenty do swojej literatury, by pokazać, że nie są jej obce style ciemnego pisarstwa. To tak jak Megan Follows aktorka grająca Anię, zagrała potem w wielu filmach ...grozy i thrillerach, bardzo odbiegających od znanej nam słodkiej postaci Ani. Może chciała się sprawdzić i w innych rolach, by nie być zaszufladkowanej jako pokorna aktorka grająca tylko pozytywne postacie. A tu L.M.Montgomery pokazała się z innej strony. Mnie niestety to nie przekonuje. Wolę już przesłodzoną Anię i Maud. Dzieło składa się z wielu niezależnych opowiadań i tylko wieczory poezji u Ani i Gilberta dają ciągłość akcji. Po dalszej lekturze, zauważyłem, że jest już o wiele lepiej. Dzieje sąsiadów Ani i wieczory poezji w jej domu napawają nadzieją, że jednak nie jest tak źle. Wiele czarujących sytuacji i właściwie opisy przygód nie Ani ale, właśnie wielu jej sąsiadów, gdzie Ania i Gilbert są tylko wspomniani jako dobre i przykładne małżeństwo, i tyle. Ogólnie to oprócz wspomnianych ciemnych fragmentach, powieść jawi się jako pozytywna, mimo wszystko.

     P.S. Zostało już mi niewiele do skończenia książki i mam nadzieję, że się do końca nie pojawią mroczne chwile. Pa!